browser icon
You are using an insecure version of your web browser. Please update your browser!
Using an outdated browser makes your computer unsafe. For a safer, faster, more enjoyable user experience, please update your browser today or try a newer browser.

Tajemnicze losy wojenne Johana Młodszego

Posted by on 9 stycznia 2017

Jego legenda zauroczyła mnie od momentu gdy usłyszałem o niej po raz pierwszy. Byłem wtedy jeszcze małym chłopakiem, gdy któregoś dnia, nie pamiętam już nawet z jakiego powodu (pewnie podczas jakichś wspomnień w trakcie spotkania rodzinnego) dowiedziałem się o bracie dziadka, który w czasie II Wojny Światowej służył na niszczycielu na Morzu Śródziemnym.

Jestem z pokolenia dla którego II Wojna Światowa była czymś tajemniczym, fascynującym – nie poznaliśmy okrucieństwa wojny na sobie (i oby tak już pozostało) i wydawało nam się, że to świetna zabawa. Od kiedy pamiętam oglądałem filmy o tematyce wojennej, a że obaj dziadkowie zmarli dość wcześnie i w dodatku byli zbyt młodzi by służyć w czasie wojny, w jakimś stopniu doskwierał mi brak opowieści rodzinnych z tego okresu. Dlatego gdy do mojej głowy dotarła „bomba” o krewnym służącym na NISZCZYCIELU, zostałem niemal od razu pochłonięty przez tę historię.

Nieważne było dla mnie, że to w zasadzie już jej koniec – służył na niszczycielu i zginął. Nieważne, że po wojnie dostarczono po nim walizkę z pamiątkami, ale zaginęła i nic po nim nie zostało. Nieważne w końcu, że służył w Kriegsmarine. Był niszczyciel, było Morze Śródziemne, była przygoda.

W tym miejscu chcę zaznaczyć, że to gdzie służył nie ma dla mnie znaczenia i teraz. Nie oceniam ludzi, nie komentuję ich wyborów, a już z pewnością nie twierdzę, co ja bym zrobił na ich miejscu. Dość często niestety spotykam się z postawą, kiedy to ludzie siedząc w zaciszu swojego ciepłego domu komentują jak oni by się zachowali i co powinno się zrobić w danej sytuacji. W pewnym stopniu im zazdroszczę. Ja nie mam tej pewności i generalnie wolałbym nie musieć podejmować takich decyzji. Ale wróćmy do sedna…

Patrząc z perspektywy czasu wydaje mi się, że to właśnie Jan był sprawcą tego, że połknąłem bakcyla i zająłem się genealogią. Jego historia nie dawała mi spokoju, a fakt, że wiedziałem o nim tak niewiele, coraz mocniej pchał mnie w kierunku tego, by coś z tym fantem zrobić. I nadszedł taki dzień, kiedy w końcu coś zrobiłem.

Byłem gdzieś na początku swej przygody z genealogią, gdy zauważyłem, że wiele osób z przeszłości mojej rodziny związanych jest z parafią Św. Michała Archanioła na Oksywiu. Naturalnym wydało mi się udać tam i poprosić o możliwość sprawdzenia ksiąg pod kątem małżeństwa mojego pradziadka Jana (pisałem o nim tutaj). Miałem oczywiście pewne obawy, naczytałem się gdzieś w internecie, że księża różnie reagują na takie prośby, ale cóż, spakowałem notes i pojechałem.

Jakież było moje zdziwienie, gdy ksiądz nie tylko dał mi odpowiednią księgę do przejrzenia ale i sam zaproponował kolejne, a w szczególności księgę urodzeń. Z mojej pięciominutowej wizyty – jechałem przecież tylko po jedną datę, zrobiło się pół dnia, ale za to jak owocnego. Poznałem wtedy wiele nieznanych mi wcześniej faktów z życia mojej rodziny. Poznałem także datę urodzenia Jana Młodszego.

Od tego czasu minęło ponad pięć lat, ale w końcu mogę Wam coś więcej o nim powiedzieć. Posłuchajcie…

Urodził się na Oksywskich Piaskach 10 marca 1923 roku jako trzecie dziecko Jana i Heleny – moich pradziadków. Chrzest odbył się 15 marca w wyżej wspomnianej parafii, a chrzestnymi zostali Rozalia Wesserling (babka pani Jadwigi Kaczor, o rozmowie z którą pisałem tutaj) oraz brat babki małego Jana, Antoni Parchem.

Lata dziecięce upływały mu spokojnie, w domu nie brakowało niczego. Do połowy lat 30-tych XX wieku połowy, rzec by można, były bardziej niż przyzwoite. Z biegiem czasu coraz więcej poświęcał się rybactwu, tak że w swoich młodzieńczych latach wraz z ojcem i starszym bratem stanowili już zgraną załogę.

W dniu wybuchu wojny Jan ma 16 i pół roku. Przy rodzinie udaje mu się pozostać jeszcze przez 3 lata, jednak w połowie 1942 i on otrzymuje powołanie.

Jedyna znana mi fotografia Jana

15 sierpnia 1942 roku melduje się w 2 Kompanie II. Abteilung Marinestammregiment w Beverloo, gdzie odbywa szkolenie jako rekrut. Po odbyciu szkolenia skierowany zostaje do Antwerpii do nowopowstałej 12. Landungsflottille pod dowództwem Komandora Podporucznika Karla Söhnlein. Flotylla ta była flotyllą szkoleniową, a jej zadaniem było dostarczanie doświadczonych już marynarzy w rejon Morza Śródziemnego.

Przebieg służby

Zatem kierunek jak najbardziej się zgadza. Problem tylko w tym, że obiekty na których szkoli się Jan, to łodzie motorowe i transportery piechoty. Jak na razie tyle z niszczyciela…

W 12 pozostaje przez miesiąc po czym skierowany jest do 2 Kompanie III Abteilung I Flottillenstammregiment w Brugge. Jak można odczytać z niemieckiej strony Lexikon der Wermacht, także i ta kompania była kompanią szkoleniową. W Brugii przebywa od stycznia do marca 1943, czyli przez kolejne 3 miesiące.

Warto zauważyć, że od momentu powołania do wojska minęło 7 miesięcy, a Jan do tej pory prawdopodobnie nie miał jeszcze do czynienia z „poważną” wojną, a to nie koniec.

Od połowy marca do początku kwietnia trafia co prawda do I Flottillenstammregiment Durchgangskompanie, czyli jak możemy prześledzić w wyżej podanym leksykonie, do 3 Kompanii I Departamentu, która była kompanią tranzytową. Trwa to jednak jak łatwo zauważyć jedynie 2 tygodnie, w odpisie służby z Deutsche Dienststelle nie ma też wzmianki o pobycie na froncie w tym okresie.

Od kwietnia do połowy czerwca 1943 szkoli się dalej. Tym razem w Marineflakschule II, 4. Leichte Flaklehrkompanie; Flak-B-Lehrgang – czyli na kursie dla przyszłych operatorów działek przeciwlotniczych.

Skierowanie do Marineflakschule nr 2 wiązało się z wyjazdem z Belgii i podróżą na południe Francji do miejscowości Dax. Morze Śródziemne coraz bliżej…

Miejscowość Dax - południowa Francja

Jan podczas szkolenia ma do dyspozycji:

– 3,7 cm S.K. zarówno w wersji pojedynczej, jak i w wersji sprzężonej po 2 lufy,

– 2 cm Flak 30,

– 2 cm Flak 38,

– Oerlikon.

Zważywszy jednak na jego dalszą karierę wojskową jestem skłonny założyć, że jeśli szkolił się na wszystkich tych rodzajach dział, to podczas prawdziwych zmagań wojennych miał już do czynienia tylko z jednym, a mianowicie 3,7 cm S.K. i to w wersji pojedynczej. Co do samego skrótu S.K. – oznaczał on Schiffskanone, czyli mówiąc po polsku – działo okrętowe. Mimo dość wysokich osiągów balistycznych (donośność pozioma 8,5 km; pionowa 6,8 km), które zapewniała długa lufa, była ona nie do końca skuteczną bronią do celów obrony przeciwlotniczej. Wiązało się to z tym, że była to armata półautomatyczna, w związku z czym każdy nabój musiał być ładowany ręcznie po wystrzale. Jak możemy wyczytać szybkostrzelność praktyczna oscylowała wokół trzydziestu paru pocisków na minutę. Nie był to niestety imponujący wynik. Z czasem zaczęto je wymieniać na nowocześniejsze 37 mm KM42 i KM43, niestety nie były one dostępne na mniejszych jednostkach.

Zajęcia trwają do 12 czerwca, a dzień później Jan melduje się na froncie. Nie jest to jednak jak można by podejrzewać Morze Śródziemne, a Morze Północne i Kanał La Manche. Z początku ponownie trafia do I Flottillestammregiment tym razem jednak 4 Kompanie z.b.V.. Wszystko ładnie pięknie, ale cóż to z.b.V. ma oznaczać. Trochę to trwało, ale udało mi się odnaleźć, że jest to skrót od zur besonderen Verwendung – czyli po polsku do specjalnego zastosowania. No i super. Można by pomyśleć, że wreszcie coś ciekawego. No niestety, po głębszym zbadaniu tematu okazało się, że kompania „do zadań specjalnych” to taka, która składała się wyłącznie ze sztabu, oddziału zaopatrzenia i łączności. Powstały po to, żeby skupiać pod swoimi rozkazami mniejsze samodzielne oddziały takie jak oddziały rezerwowe, oddziały z likwidowanych szkół wojskowych, budowlane i wszystkie takie, które można było rzucić na front. No i już tak różowo nie jest. Prawda?

Co dzieje się z Janem podczas tego pierwszego spotkania z frontem nie jest mi wiadome. W kontekście jednak tego, że 1 lipca 1943 roku otrzymuje awans na stopień – Matrosengefraiter – co w polskiej armii jest prawdopodobnie odpowiednikiem starszego marynarza, możemy założyć, że coś na tym froncie jednak robił.

Matrosengefreiter

6 lipca otrzymuje jednodniowy przydział do kompanii rezerwowej. Ciekawe, czy ma to związek z tym, że jego wcześniejsza jednostka została rozbita, czy też może zwyczajnie zasłużył na dzień odpoczynku. Jakby jednak nie było, po odpoczynku melduje się ponownie w 12 Landungsflottille – jak pamiętacie, to ta treningowa. Tym razem jednak nawet ta jednostka skierowana jest na front, a Jan pozostaje tam do 4 sierpnia 1943 roku.

Resztę sierpnia spędza już na Morzu Śródziemnym dostaje bowiem przydział do nowopowstałej 15 Landungsflottille, która za swoją bazę ma początkowo Pireus. Z Pireusu zostaje rozlokowana na wyspy Morza Egejskiego, Kretę i Rodos. Jak można doczytać we wspomnianym już leksykonie, zwłaszcza na Rodos, gdzie rozlokowana była brygada szturmowa.

Ostatniego lata sam byłem na Rodos, nie miałem jednak jeszcze pojęcia o możliwym pobycie Jana na tej wyspie. Fakt, że nasze ścieżki mogły się wreszcie przeciąć, a ja nic o tym nie wiedziałem, nie wykorzystałem okazji by popytać ludzi, jest dla mnie frustrujący, z drugiej strony jednak sprawia, że mam coraz większą ochotę do powrotu na tę piękną wyspę.

Z początkiem września 1943 Jan otrzymuje nowy przydział, tym razem jest to 10 Landungsflottille i po raz pierwszy jest wyraźnie zaznaczone, że jest tam strzelcem – Flak-Schütze. Zjawia się w oddziale w momencie, gdy ten po zakończonej ewakuacji Sycylii, rozpoczyna ewakuację Sardynii i Korsyki. Jeśli o ewakuacji sił niemieckich z Sardynii możemy napisać, że przebiegła w miarę bezproblemowo, to jeśli tyczy się to Korsyki, tu sprawa wyglądała bardziej skomplikowanie. Co prawda z niemieckich kronik możemy dowiedzieć się, że i ona przebiegała wedle planu i bez problemów, ale ciężko obronić tę tezę w świetle tego, co 21-22 września 1943 wyczyniał u wejścia do portu w Bastii nasz okręt podwodny „Dzik”. W tym właśnie czasie nasi podwodniacy zatopili ewakuujące się jednostki niemieckie o łącznej pojemności 14.000 ton. Wśród 11 jednostek, które poszły na dno były także i różnego rodzaju łodzie motorowe. Te ostatnie, jako jednostki o małym zanurzeniu nie padały raczej łupem torped wystrzeliwanych z łodzi podwodnych. Marynarze z „Dzika” stosują jednak dość niebezpieczny manewr, a mianowicie posyłają torpedy na przebieg po powierzchni wody. Jak się okazało, metoda ta jest bardzo skuteczna, niestety naraża okręt podwodny na zlokalizowanie przez wroga. „Dzikowi” udaje się jednak bezpiecznie umknąć pogoni.

Emblemat 10.Landungsflottille

Co do samego Jana, to nie zostało odnotowane, by odniósł jakiekolwiek rany podczas tych walk, a ewakuację wraz ze swym oddziałem prowadzi do 4 października, czyli do momentu, gdy ostatni niemiecki żołnierz opuszcza Korsykę.

Do grudnia 1943 łodzie flotylli używane były do zadań zwiadowczych między San Remo a Piombino, jednocześnie część okrętów zostaje załadowana w Genui i innych portach Ligurii na wagony kolejowe i przetransportowana na adriatyckie wybrzeże. Z początkiem roku 1944 flotylla zostaje rozlokowana w portach dawnej Jugosławii (Dubrownik, Split, Triest, Trogir). Wykorzystywana jest do zadań transportowych, zwiadowczych oraz w charakterze grupy desantowej.

 

 

 

 

Rozkazy potwierdzające patrole i przewóz flotylli nad Adriatyk

Jeśli chodzi o Jana to z tego roku znam niestety tylko dwa fakty z jego życia. Pierwszy to udział w konwoju dnia 19 czerwca. Jednostka F-360 na której płynął przemieszczała się wraz z F-518 i F-553 z portu Corsini (Ravenna) do Ankony. Podczas tej misji łódź F-360 została uszkodzona w wyniku ataku lotniczego, a w trakcie walki, która się wywiązała, FlakSchütze czyli Jan odnosi rany i dnia 20 czerwca zostaje mu nadana „Odznaka za rany – w czerni”.

Jedyne odznaczenie do zdobycia którego trzeba było faktycznie przelać swoją krew

Kolejny raz, ostatni już niestety w tej historii, nasz bohater pojawia się na scenie 18 lipca 1944 roku, w dniu swojej śmierci. Ten fragment opowieści chciałbym jednak przedstawić z trochę innej strony, a mianowicie opisać pokrótce jak próbowałem rozwikłać zagadkę jego śmierci. Sama data była mi znana od dość dawna. Od początku też kojarzyła mi się z pewnym wydarzeniem, a mianowicie bitwą o Ankonę. Nie wiedziałem wtedy oczywiście tego wszystkiego o czym pisałem powyżej, dalej myślałem o Janie i jego służbie na niszyczycielu… W późniejszym czasie otrzymałem list z Deutsche Dienststelle z przebiegiem jego służby. Ten, kto kiedykolwiek dopytywał się w tej instytucji o swego krewnego wie, że jeśli nie pozostały po krewnym jakieś specjalne dokumenty, to w zasadzie nie ma tam zbyt wiele danych. Owszem są one ważne, ale jest to tylko data i przydział, nic więcej. Tak przynajmniej było w moim przypadku.

Wtedy też podczas rozszyfrowywania niemieckich nazw jednostek doznałem szoku. Gdzie mój niszczyciel? Zamiast jakiegoś konkretnego okrętu, niewielkie łodzie. Trudno. Zacząłem wczytywać się w historię i dokonania ludzi pływających na tych jednostkach i z dnia na dzień nabierałem do nich większego szacunku.

Po otrząśnięciu się z pierwszego szoku zacząłem mozolnie, linia po linii, rozszyfrowywać list. Ostatnia linijka przed zwyczajowymi pozdrowieniami przedstawiała sobą taki oto tekst: „Ihr Onkel ist am 18.07.1944 als Angehoringen der 10. Landungsflottille im Uljet Kanal/Adria gefallen”. Należy to tłumaczyć mniej więcej w ten sposób, że mój wujek poległ 18 lipca 1944 roku jako członek 10. Landungsflottille w Kanale Uljet na Adriatyku.

Informacji niby dużo i powinny być wystarczające, ale gdy przyjrzeć się temu bliżej, to jednak czegoś brakuje. Warto by było wiedzieć jaką misję wykonywał, na jakiej jednostce płynął, no i gdzie na Adriatyku znajduje się Kanał Uljet. Z pozoru najprostszą rzeczą do sprawdzenia jest sięgnięcie do dobrego atlasu lub mapy morskiej i odnalezienie interesującej rzeczy. Tu niestety spotyka nas wielkie rozczarowanie, kanału o tej nazwie nie znajdziemy nigdzie na świecie, nie tylko na Adriatyku. Cóż pozostaje nam podejść do sprawy od innej strony. Czas odnaleźć pełen skład jego flotylli. Udało mi się to zrobić na stronie: http://www.historisches-marinearchiv.de. Jest doprawdy genialna, ma tylko jeden minus – jest całkowicie po niemiecku. Ciekawość jednak zwyciężyła. Wgryzłem się głębiej w stronę i odnalazłem zapisy z dzienników pokładowych 10 flotylli. Przeszukałem opisy wszystkich jednostek i na koniec wszystkiego spotkała mnie odrobina szczęścia. Wyobraźcie sobie, że dnia 18 lipca 1944 roku tylko jedna łódź została zatopiona, zginęła tylko 1 osoba – niestety Jan.

Infanterietransporter I-O-97

Wiem już zatem, że łódź której poszukiwałem to I-O-97 typu Infanterietransporter (Siebelgefäß) – czyli po naszemu transporter piechoty. Wpis z dziennika głosi, że tego feralnego dnia jednostka została zatopiona przez kanonierkę w okolicach Trstenik. Szybki wgląd w mapy gogle i mam. Miejscowosć Trstenik – znajduje się w Chorwacji, Słowenii, Serbii, jest nawet taka ulica w Splicie. Łączę to z Adriatykiem i pozostaje mi Chorwacja ale nawet i tu miejsca są dwa. Miejscowość Trstenik przy wyspie Korcula niedaleko Dubrownika i wysepka niedaleko wyspy Cres. Od Cres jednak bliżej do Ankony, a taki transporter piechoty zapewne mógłby się przydać uciekającym z miasta żołnierzom niemieckim.

Cały czas nie dawał mi jednak spokoju kanał, o którym pisano przy podaniu jego daty zgonu. Teraz wiedząc, że szukam u wybrzeży Chorwacji sprawdziłem znaczenie słowa Uljet. Jeśli wszystko się zgadza oznacza ono słowo Sumer, natomiast Ulje to olej. Nie powiem, że pomysły mi się kończyły. One mi się skończyły i generalne tak właśnie chciałem zakończyć losy Jana, okazało się jednakże, że szczęście sprzyja mi dalej. Dosłownie dziś, w momencie, gdy przygotowywałem się do opisania ostatniej części historii spojrzałem na mapę raz jeszcze. Chwilę mi to zajęło nim zrozumiałem na co patrzę. Po lewej wyspa Korcula, na prawo półwysep z portem w miejscowości Trstenik, a poniżej mniejsza wysepka… Wysepka o jakże wdzięcznej nazwie Mljet. Między Korculą a wyspą Mljet – kanał. Kanał nazywa się Mljetski, czyli z niemieckiego Mljet Kanal. A mówią, że Niemcy tacy skrupulatni, a błędy i tak zdarzają się każdemu.

Przybliżone miejsce śmierci Jana

Zatem łódź o numerze I-O-97 zatopiona została w okolicach miejscowości Trstenik na Mljet Kanal, a bazą wypadową tej części flotylli był Dubrownik.

W tym miejscu wypada jedynie dodać, że ciała Jana nigdy nie odnaleziono, nie ma on zatem swojego grobu, a upamiętniony jest w mauzoleum marynarzy wszystkich flot w Laboe niedaleko Kilonii.

4 Responses to Tajemnicze losy wojenne Johana Młodszego

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *