browser icon
You are using an insecure version of your web browser. Please update your browser!
Using an outdated browser makes your computer unsafe. For a safer, faster, more enjoyable user experience, please update your browser today or try a newer browser.

Tajemnicze losy wojenne Johana Młodszego – powrót

Posted by on 23 czerwca 2020

Kiedy kilka lat temu pierwszy raz zabierałem się za opisywanie jego historii byłem przekonany, że niewiele więcej mogę w tej sprawie osiągnąć. Jedna zaszczepiona w dzieciństwie myśl, o krewnym służącym w czasie II Wojny Światowej na niemieckim niszczycielu, stała się siłą napędową pchającą mnie ku wielkiej przygodzie, jaką stała się dla mnie genealogia.

Jan Konkel

Przypadek Jana był także od początku jednym z najtrudniejszych. Wiedziałem przecież tylko jak się nazywał i że służył w Kriegsmarine. A jednak w oparciu o tak niewiele, udało mi się, choćby po części, prześledzić losy jego krótkiego życia, które mimo tego, że dożył tylko 21 lat, obfitowało w emocjonujące wydarzenia.

Wisienką na torcie był oczywiście fakt, że w momencie spisywania jego losów, udało mi się rozgryźć, w którym miejscu świata zginął. Wiem już że to Kanał Mljetski pomiedzy wyspą Mljet a półwyspem Peljesac. Z danych przesłanych przez niemieckie archiwum wynikało także, że zginął w wyniku zatopienia jego jednostki przez aliancką kanonierkę, a ciała nigdy nie odnaleziono. Skoro tak napisali mi w archiwum, znaczy, że nic więcej nie mają i sprawa zakończona. To i tak przecież wiele, mogłem zatem być z siebie zadowolony. No i byłem, przynajmniej z początku. Ale w miarę upływu czasu chciałem się dowiedzieć czegoś więcej, tylko nie bardzo wiedziałem właściwie czego. Coś cały czas pchało mnie ku drążeniu tej sprawy, a ja, choć co do zasady, trudno o większego racjonalistę, po kilku poprzednich akcjach ze zmarłymi członkami mojej rodziny, zdaję sobie doskonale sprawę, że jeśli zechcą mi coś zakomunikować, znajdą na to sposób.

Wziąłem się więc za robotę i…. okazało się, że było warto. I to bardzo. Przeszukiwanie internetu, jeśli w zasadzie nie masz pojęcia czego dokładnie szukasz, a rzeczy o które pytasz, jeśli w ogóle są dla kogoś interesujące, to sprawa i tak jest niszowa, może być przygnębiające. Ale za to, jeśli już na coś trafisz, to najczęściej jest to strzał w dziesiątkę, złota rybka, siódmy cud świata – oczywiście dla Ciebie, bo cała reszta ma to przecież… w głębokim poważaniu.

Dla mnie to jednak ważne, postanowiłem zatem Was trochę pomęczyć kolejną opowieścią. A co odkryłem? No cóż… udało mi się dotrzeć do raportu bojowego z dnia w którym zginął Jan. Udało mi się dotrzeć do protokołów przesłuchań żołnierzy po akcji. Udało mi się w końcu odnaleźć miejsce spoczynku I-O-97, czyli łodzi na której w tym feralnym dniu Jan odbywał swoją służbę. Dla mnie bomba. Cofnijmy się zatem w czasie…

Nowe miejsce zatonięcia I-97

Zacznijmy od raportu bojowego z motożaglowca „Vega”. Okazuje się bowiem, iż do eskorty tej właśnie jednostki oddelegowany został I-97 (czy jak możemy odczytać w innych wykazach W-97 lub I-O-97). 17 lipca 1944 o 21:10 „Vega” w towarzystwie I-97 wyrusza z portu w miejscowości Doli (obecnie Chorwacja) w kierunku miasta Korcula na wyspie o tej samej nazwie. Niebawem, bo tuż przed wypłynięciem za wyspę Olipa i wpłynięciem w Kanał Mljetski, do powyższych jednostek dołączają jeszcze 2 typu S-Boote (czyli szybkie łodzie patrolowe). Raportują one jednocześnie, że w głębi kanału widziane były dwie wrogie jednostki. W podobnym czasie, w zasięgu wzroku, pojawiają się kolejne dwie jednostki S-Boot płynące z miejscowości Kotor. Niebawem całe zgrupowanie przyjmuje uzgodnione pozycje.

Mijając wyspę Olipa od strony Alessandri (obecnie Lirica) dopływają do nich trzy I-Booty (I-74, 96 i 102), czyli łodzie do transportu piechoty, zaopatrzone w działka przeciwlotnicze. Dwa z nich otrzymują rozkaz dołączenia do eskorty, natomiast I-102 zostaje oddelegowany do Doli.

O 00:45 raportowane jest kolejne wykrycie wrogich jednostek, tym razem w pobliżu północnego końca wyspy Mljet.

Około 02:00 nad ranem niebo zachmurza się tak silnie, że dowódca zgrupowania, zaokrętowany na MS „Vega”, traci z oczu wszystkie S-Booty lecz ich położenie jest mu wiadome. Mniej więcej w tym samym czasie od strony sterburty podchodzi I-97 i melduje o niezidentyfikowanych dźwiękach silnika.

15 minut później odgłosy narastają, tak że słyszalne są także na MS „Vega”. Chociaż wroga nie widać, wszczęty zostaje alarm, jednakże po kilkunastu minutach odgłosy wrogich silników zanikają. Nie na długo jednak, bo jeszcze przed 3:00 odgłosy powracają i teraz już wyraźnie widać 2 wrogie jednostki, odpowiedniki niemieckich S-Bootów.

„Vega” reaguje jako pierwsza otwarciem ognia, co skutkuje tym, iż obie wrogie łodzie koncentrują na niej swój ostrzał. Ostrzał z „Vegi’ okazuje się być na tyle skuteczny, że pierwsza z wrogich łodzi staje w płomieniach, wykonuje zwrot przez sterburtę i ucieka.

Jednakże i „Vega” otrzymuje obrażenia. Pociski trafiają zarówno w kadłub wzdłuż linii wodnej, jak i w nadbudówkę. Trafione zostaje także jedno z dział, wybucha pożar, są zabici i ranni.

Zwarcie było krótkie lecz intensywne. W momencie, gdy udaje się ugasić pożar, okazuje się, że wróg oddala się w kierunku NW.

„Vega” obiera kurs na Trstenik, by skryć się w tamtejszym porcie. W pewnej chwili niemalże wpada na I-97. Okazuje się, że łódź ma problemy z radiem oraz że oba silniki nie działają. I-74 i I-96 znikają z pola widzenia. Kapitan „Vegi” nakazuje wzięcie na hol I-97, co wcale nie jest łatwe, ponieważ zarówno sprzęgło jak i skrzynia biegów „Vegi” nie działają prawidłowo. Dodatkowo podczas próby wzięcia na hol I-97 dostrzeżone zostają kolejne dwie wrogie jednostki, tym razem na godzinie 8.

Kolejny raz podniesiony zostaje alarm oraz wezwane zostają przez radio wszystkie jednostki. Z racji braku komunikacji radiowej z I-97 kapitan krzyczy do dowódcy I-Boota: „Nie mogę kontynuować manewru holowania. Zróbcie wszystko co w Waszej mocy by uruchomić silnik. Wezwę, najszybciej jak tylko się da, dwa I-Booty by Was asekurowały.”

Jednakże mimo powtórnych wywoływań, jednostki te nie pojawiają się w zasięgu wzroku. Dodatkowo, kolejny raz, ciężki ostrzał pada na „Vegę”.  Wrogie łodzie ponownie jednak dość szybko się oddalają i znikają z pola widzenia.

Po chwili do uszu załogi z „Vegi” dochodzą odgłosy gwałtownej wymiany ognia. To zapewne niemieckie S-Booty w końcu zlokalizowały wroga i udało im się go zaatakować. Tymczasem „Vega” wpłynęła już do zatoki w okolicy miasta Trstenik i obiera kurs bezpośrednio na port. Kolejne wywołania pozostałych I-Bootów nie przynoszą odpowiedzi.

Kapitan mówi dalej: „Raptem od sterburty nadleciał kolejny grad pocisków. Zauważyłem jak trafiają w cel i rozpoczyna się pożar, który w szaleńczym tempie rozprzestrzenia się po obiekcie. Krótko przed Trstenikiem zauważyłem I-74 orz I-96, które jak widać, wcześniej schroniły się w porcie, a teraz ponownie kierowały się w naszą stronę. Wydałem im rozkaz, by udały się prosto w kierunku pożaru, ponieważ byłem przekonany, że nie może być to żaden inny obiekt niż I-97.”

Z dalszej części raportu wynika, że łodzie po dopłynięciu na miejsce odnalazły I-97 kompletnie spalony i tonący. Po załodze nie było śladu. Podjęły jednak akcję ratowniczą i kilkukrotnie opływały miejsce zdarzenia, bez skutku.

Tyle z raportu z „Vegi”. Z racji tego, że raport ten jest najobszerniejszy i najwięcej wnosi do tej historii, pozwoliłem sobie przywołać go w dość znacznych fragmentach. Jestem jednakże w posiadaniu także innej dokumentacji z tego zdarzenia: raportów łodzi I-74 oraz I-96, zeznania sternika z I-97 oraz oświadczenia dowódcy eskorty. Zobaczmy, czy wniosą coś nowego do zarysowanego obrazu bitwy.

Oba raporty z I-Bootów 74 i 96 w zasadzie potwierdzają przebieg wydarzeń podanych wcześniej. Jedynie w raporcie z I-96 podkreślane jest

https://historisches-marinearchiv.de/ablage/grafiken/gurk/ITP/ITRAN_TYP_Siebel_aegaeis_svh.jpg
Tak zapewne wyglądały zarówno I-74, jak i 96

kilkakrotnie, że było tak ciemno, iż w początkowej fazie walki ich strzelcy, by namierzyć wroga, celowali wprost w świecące otwory luf. Co ciekawe, w żadnym z tych raportów nie podano dlaczego i z czyjego rozkazu I-74 oraz I-96 znalazły się w porcie Trstenik. Jest to o tyle ważne, ponieważ 20 lipca 1944 został wydany rozkaz:

W dość wolnym tłumaczeniu brzmiał on następująco:

” Rozkaz do Gruppenführera 3 Grupy 10 LandungsFlottille. Jak najszybciej przedstawić raport z bitwy, z krytycznym uwzględnieniem zachowania dwóch pozostałych I-Bootów.”

Przejdźmy teraz do protokołu z zeznań Matrosenobergefreiter’a Bahr’a, ocalałego członka załogi I-97. Zeznaje on, że był sternikiem na wyżej wymienionej łodzi i że była to co do zasady łódź warsztatowa. Dalej mówi on, że 17 lipca, czyli w dniu wypłynięcia zostało do niej domontowane działo o średnicy 2 cm. Związane miało to być z ważną misją, którą powierzono I-97, dlatego iż żadna inna łódź nie była na tę chwilę dostępna. Misja polegać miała na transporcie żołnierzy na wyspę Mljet. Jednakże, jak zeznaje Bahr, na 5 minut przed wypłynięciem, rozkazy niespodziewanie zostają zmienione, tak, że ostatecznie I-97 ma udać się do Doli skąd będzie eskortować MS „Vega”.

W dalszej części protokołu przeczytać możemy o nawiązaniu walki między MS „Vega”, a alianckimi łodziami. Później zaś dowiadujemy się, iż I-97 otrzymał trafienie, tak iż silnik znajdujący się po sterburcie przestaje działać. Tu też wychodzi na jaw, że I-97 nie był sprawny od samego początku. Bahr mówi bowiem: „Niedawno zgubiliśmy śrubę po stronie bakburty, łódź zatem nie była w stanie manewrować i z powodu wiatru dryfowaliśmy w kierunku środka kanału.”

Następnie dowiadujemy się, że dowódca I-97 nawoływał „Vegę”, by ta ich holowała, co jak już wcześniej czytaliśmy, ta druga starała się uczynić. Późniejsze około 20 linii tekstu jest niestety nieczytelne, z samej końcówki dowiadujemy się tylko, że Matrosenobergefreiter Bahr przez 4 godziny przebywał w morzu i usiłował dopłynąć do półwyspu Peljesac, co jak można się domyślić z samego faktu złożenia przez niego zeznań, w końcu mu się udało.

Bardzo ciekawie zaczyna się robić, gdy przyjrzymy się oświadczeniu wydanemu przez dowódcę grupy. Głos otrzymuje zatem Oberleutnant zur See Gruppenführer Ritter:

„Zgodnie z planem łodzie I-74 oraz I-96 powinny czekać w Doli i od początku brać udział w eskorcie MS Vega. W rzeczywistości nigdy nie dopłynęły do Doli, przebywały w porcie w Trsteniku i wypłynęły z niego dopiero wieczorem. Nie miały także żadnych informacji co do tego, że miały brać udział w eskorcie.”

Mimo powyższego przez radio został nadany komunikat, że obie te łodzie znajdują się już w Doli.

Z dalszej części oświadczenia dowiadujemy się, że tej nocy miało dojść do przetransportowania żołnierzy na wyspę Mljet. Ritter wyznacza do tego zadania łodzie I-12 oraz warsztatową I-97. Zdaje sobie sprawę z tego, że jest to łódź bardzo wolna oraz że nie jest w pełni operacyjna, ale jak sam przyznaje, jest pewien, że transportowi ludzi podoła. Dodatkowo każe zamontować na niej działo 2 cm Breda – czyli włoską armatę automatyczną model 35, w armii niemieckiej określaną mianem Breda właśnie.

Ilustracja
20/65 Modello 35 Breda

Jest to broń uniwersalna, zarówno przeciwlotnicza, jak i przeznaczona do zwalczania słabo opancerzonych celów naziemnych. Daleko jej co prawda do Fliegerabwehrkanone 38, czyli popularnego FlaK 38, ale o nienajgorszych parametrach. Tak przygotowane łodzie zostały zaraportowane jako gotowe do udziału w misji. Tymczasem, zupełnie nieświadomie tego, że I-97 była wolna i nie w pełni operacyjna, pojawił się nowy rozkaz, nakazujący jej udać się w rejon Doli i objąć eskortą MS „Vega”.

Pojawił się on na około 5 minut przed startem poprzedniej misji. Ritter tak opisuje to w swoim oświadczeniu: „Było zbyt mało czasu by starać się coś zmienić, zatem zaniosłem rozkaz i oddelegowałem I-97 do eskorty. Sam musiałem przygotować się do swojej misji, zatem nie miałem czasu by informować I-97 o ich nowej misji w szczegółach. Wspomniałem jedynie dowódcy jednostki, że ma dołączyć do eskorty MS „Vega” oraz że dalsze instrukcje zostaną mu przekazane na miejscu”.

Dalsza część, choć częściowo słabo czytelna, zbieżna jest z tym, co już znamy. A na zakończenie pojawiają się wnioski, w których stwierdza się, iż istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że cała eskorta została zdradzona i wpadła w zasadzkę. Jako dowód podaje się fakt, że Vega była ładowana przez chorwackich pracowników, którzy zdawali sobie sprawę co i dokąd wiezie…

Ja osobiście widzę tu jawne zaniedbania, ale… kto by się spierał, niech będzie i ruch oporu.

Część rufowa I-97 wraz ze sterówką

Zatem to co wydawało się nierealne jeszcze jakiś czas temu, stało się faktem. Poznałem szczegóły ostatniej misji Jana. Nie jest to jednak koniec. Jak mogliście bowiem zapamiętać z początku tej opowieści, mówiłem także, że poznałem miejsce spoczynku I-97. To prawda. Z pomocą kolejny raz przyszło forum-marinearchiv.de. Jeden z tematów tam poruszanych dotyczył I-Bootów zatopionych na Adriatyku. Możecie sobie wyobrazić, jakie było moje zdziwienie, gdy przeglądając posty natknąłem się na I-97. Co więcej, są tam też dostępne zdjęcia wraku, których autorem jest Franz Mittermayer. Widać na nich, że łódź pękła na pół. Część rufowa wraz ze sterówką, znajdują się – jak można przeczytać w opisie – na 14 metrach, dziób zaś, wraz z gniazdem działa, na 26 metrach. Co faktycznie stało się z Janem i z załogą? Raporty ani zeznania jasno tego nie podają. Ocalały sternik niewiele na ten temat mówi, a przynajmniej w części zeznania, która jest czytelna. Inny raport podaje jedną osobę zmarłą, a resztę załogi uznaje za zaginioną. Skoro, jak możemy przeczytać z raportu I-96, ciemności przeszkadzały w celowaniu, to założyć można, że także łodzie aliantów celowały w działa, które odznaczały się w mroku. Najprościej chyba przyjąć, że tą ofiarą najprawdopodobniej był Jan.

Część dziobowa I-97

Gruppenführer Ritter rozważa także możliwość, że załoga I-97 została podjęta przez brytyjskie łodzie i wzięta do niewoli. Z chęcią przyjąłbym to za dobrą monetę, ale jeśli choć część załogi została w ten sposób przejęta, nie wydaje mi się, że miałoby to dotyczyć Jana.

By zakończyć tę historię raz i na zawsze pozostaje mi chyba tylko udać się do Chorwacji w rejon Dubrovnika i odszukać opisane miejsca. Wrak, choć dokładnie opisany, z racji mojej indolencji pływackiej, pozostanie raczej poza moim zasięgiem, a szkoda. Choć z drugiej strony, któż to może wiedzieć do końca…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *