browser icon
You are using an insecure version of your web browser. Please update your browser!
Using an outdated browser makes your computer unsafe. For a safer, faster, more enjoyable user experience, please update your browser today or try a newer browser.

Wędrówka I – inauguracja prawie udana

Posted by on 27 czerwca 2014

ładowanie mapy - proszę czekać...

01. Początek drogi wzdłuż granicy: 54.463915, 18.562088
02. Posterunki przy plaży: 54.463771, 18.560843
03. Pozostałości po zaporze po stronie gdańskiej: 54.461203, 18.553651
04. Kanał kontrolny przy posterunku polskim: 54.463055, 18.553520
05. Cegielnia: 54.460634, 18.543656
06. okolice posterunków przy dawnej Drodze Wielkokackiej: 54.455895, 18.520275
07. Początek stromego podejścia: 54.451678, 18.519334
08. Okolice posterunków na obecnej ul. Spacerowej: 54.422813, 18.507478

Możecie mi wierzyć na słowo, że o 4 rano 21 czerwca słońce świeci już dość wysoko. Spotkanie wyznaczone na 8 przy ujściu Sweliny, więc nie musiałem tak wcześnie wstawać, ale ten typ już tak ma. Co roku, gdy tylko nadchodzą letnie miesiące, budzę się razem ze słońcem – na szczęście mam ten komfort, że wstać mogę trochę później niż ono. Śniadanie zjedzone, kawa wypita, a bułki w plecaku, czas wyjść. Moja przygoda zaczyna się od samego rana, aż wstyd się przyznać, ale ostatni raz trolejbusem jechałem z 10 lat temu. Trochę się pozmieniało, ale na szczęście dalej pamiętam, jak skasować bilet. Jadąc na spotkanie mijam kilka miejsc związanych z naszą dzisiejszą wyprawą. Ano właśnie, dziś część pierwsza wędrówki wzdłuż granic Wolnego Miasta Gdańsk – zobaczymy dokąd dojdziemy? Po drodze mijam zatem dawny budynek stacji Mały Kack, budynek w którym przed wojną mieszkali polscy celnicy oraz stację kolejową Gdynia Orłowo. Co ciekawe, to obie te stacje, bo najpierw Mały Kack, a później Orłowo, były stacjami granicznymi. Ale o tym innym razem. Na miejscu jestem o 7:30, to znów moja wina – nie potrafię i nie cierpię się spóźniać, ani jak ktoś się spóźnia – choć może to być właśnie wynikiem chorobliwej zazdrości, że ja tego nie potrafię. Na szczęście Andrzej też jest przed czasem, więc zaczynamy. Postanawiamy – kierunek Otomin, choć w głębi duszy jesteśmy przekonani, że nie mamy szans dotrzeć tam dziś, jeśli chcemy kręcić film i ogólnie podziwiać widoki.

Punkt pierwszy naszego przemarszu, to odnalezienie miejsca, w którym stał gdański posterunek przy plaży. Postanawiamy dokonać tego metodą kartograficzno-dendrologiczną, a ściślej, idziemy na GPS, szukając charakterystycznego drzewa ze starych fotografii. Drzewo odnajdujemy dość łatwo, gorzej ze śladami po byłym gdańskim posterunku, gdyż w miejscu, w którym się znajdował, odkrywamy bagno. Dobre i to. Ruszamy dalej. Swelinia wije się tu, wśród wysokich jarów, jak prawdziwy górski potok. Jest to bardzo malowniczy odcinek trasy, niestety niezbyt długi. Niebawem wracamy do „cywilizacji”. Aleja Zwycięstwa nie da o sobie zapomnieć, choć bardzo byśmy tego chcieli. Czekamy cierpliwie, aż długi sznur samochodów przerzedzi się na tyle, byśmy mogli przejść na drugą stronę.

Tam odnajdujemy i odhaczamy w naszym notesie, kolejne punkty naszej wędrówki. Na pierwszy ogień wzięliśmy fragment, który pozostał po zaporze, jaką odgrodzili się od nas Gdańszczanie przed II Wojną Światową. Kolejny raz przekraczamy rzekę graniczna i już jesteśmy przy polskim posterunku. Pozostał po nim kanał, przy pomocy którego celnicy walczyli z przemytem.

Idziemy dalej w górę biegu potoku, brnie nam się tu coraz ciężej, gdyż w tym miejscu teren jest bagnisty i nie przypomina już niestety niczego, z tego, co widzieliśmy po przeciwnej stronie ulicy. Brnąc w ten sposób dochodzimy do Stawu Mazowieckiego, którego próżno szukać na naszej mapie z 1940 roku. Spotykamy tu leciwego Autochtona, który zwraca nam uwagę na pozostałości dawnej cegielni, po dłuższej dyskusji, dochodzimy do wniosku, że staw, może być pozostałością po dawnym wyrobisku gliny. Samej cegielni nie szukamy, ale w rzece jest wystarczająco dużo dowodów na to, że mogła być w pobliżu, a dodatkowo, w odróżnieniu od stawu, cegielnia na naszej mapie widnieje.

Komary dają się coraz bardziej  we znaki, postanawiamy więc skorzystać, z mikstury, którą przygotowałem wcześniej w domu, a która zgodnie z zaleceniami, miała odstraszać komary. W dalszą drogę ruszamy chwilę później, wysmarowani mieszaniną oleju kokosowego z zestawem olejków eterycznych. Substancja okazała się skuteczna, jedynym jej minusem był fakt, że w ilości, jaką wykorzystaliśmy do smarowania, nie wchłaniała się całkowicie. Po paru minutach cały nasz ubiór zdobiły tłuste plamy. Kierujemy się na posterunki graniczne przy Drodze Wielkokackiej. W międzyczasie napotykamy wybitnie polską wiewiórkę – po kilku zaczepkach w języku niemieckim, zwyczajnie umknęła w las.

Dochodzimy na miejsce. Po porównaniu z wcześniejszymi zdjęciami, jesteśmy przekonani, że prawidłowo zlokalizowaliśmy miejsce, w którym stał polski punkt kontrolny. Gorzej jeśli chodzi o  ten po stronie gdańskiej. Tu nie mamy żadnych wskazówek. Zadowoleni z kolejnych małych sukcesów, ruszamy w dalszą drogę, nie zdając sobie jeszcze do końca sprawy, z tego, co czeka nas za chwilę. Zdajemy sobie oczywiście sprawę, że nie jesteśmy w górach, ale podejście, z jakim mieliśmy do czynienia i tak pozbawiło nas tchu. Dysząc rozglądamy się na szczycie i w pewnym momencie dostrzegamy słupek. Napotykaliśmy na podobne już od momentu minięcia cegielni. Nie wiązaliśmy ich jednak bezpośrednio z przebiegiem granicy. Po pierwsze: nie są to oryginalne słupki, jakich moglibyśmy się spodziewać na granicy Polski i Wolnego Miasta Gdańsk. Po drugie: według nas są stanowczo za młode. Ale w tym momencie, gdy stoimy na szczycie wzniesienia, gdzie poza małą leśną ścieżyną nie prowadzi inna droga, zaczynamy się zastanawiać, nad ich pochodzeniem i przeznaczeniem. Jak się później okazuje, aż do ulicy Spokojnej naliczyliśmy ich ponad dwadzieścia. Wszystkie na linii przebiegu granicy. Może Wy macie jakieś sugestie?

Przy zejściu trafiamy na pierwszego w tym sezonie prawdziwka. Nie mieliśmy serca zostawiać go samego w tym lesie. Trasa prowadzi nas to w dół, to w górę, aż do momentu, gdy trafiamy w okolice Gołębiewa. Tu maszerujemy nawet przez chwilę asfaltem. Wychodzimy na rozległą polanę wypełnioną niemal w całości kwitnącym łubinem, Andrzej natomiast odkrywa kilka buł krzemienia, które zostaną wykorzystane w kolejnych „Wyprawach w czasie”. Tu zaczynają się nasze pierwsze i zarazem ostatnie problemy, telefon z GPS-em prawie całkowicie się wyładował, a mapa… leży spokojnie na biurku w domu. Mamy zatem nowy cel. Dochodzimy do ulicy Spacerowej.

Droga prowadzi nas teraz wśród drzew wyraźnie naruszonych przez ostatnie wichury i burze. Trzeszczą niemiłosiernie, a ich popękane pnie wyglądają złowrogo. Na szczęście żaden nie miał ochoty zakończyć żywota, w chwili, gdy pod nim przechodziliśmy. A może i miał, tylko mu się nie udało. Telefon jest już na tyle słaby, że postanawiamy go wyłączyć i sprawdzić lokalizację, po dotarciu na Spacerową. Kierujemy się teraz tylko i wyłącznie przy pomocy wcześnie omówionych słupków. Wreszcie jest, wychodzimy na ulicę. Dla spokoju sprawdzamy jeszcze lokalizację i okazuje się, że jesteśmy we właściwym miejscu. To tu granica przecinała dawną drogę.

To tyle na dziś. Na następny odcinek trasy papierowa mapa obowiązkowa.

A dla wytrwałych film z wyprawy:

Do zobaczenia na szlaku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *