ładowanie mapy - proszę czekać...
Kierunek Mrzezino. Jedziemy malowniczą trasą „na Puck” przez Pogórze, Pirwoszyno i Mrzezino właśnie. Strome ściany osuwiska robią wrażenie.
Zostajemy wpuszczeni na teren żwirowni, gdzie zaczynamy poszukiwania. Przez poszukiwaczy skamieniałości teren ten nazywany jest „Supermarketem made in Scandinavia”, ponieważ większość materiału pochodzi właśnie z Półwyspu Skandynawskiego. Brachiopody, belemnity, czy koralowce, to powszechne znaleziska, ale czasem trafia się tu i coś lepszego. Znajdowano tu kości mamutów i nosorożców włochatych, a czasami… pociski z czasów II Wojny Światowej.
Po obfitych łowach ruszamy w dalszą drogę. Na oznaczanie skamieniałości przyjdzie czas. Ledwie zdążyliśmy się rozsiąść w naszym Timemobilu, a już znów trzeba wysiadać. Przed nami kolejny punkt wycieczki. Rezerwat Przyrody „Beka” – bo o nim mowa, to utworzony w 1988 roku obszar obejmujący niskie wybrzeże Zatoki Puckiej, znajdujące się w granicach Nadmorskiego Parku Krajobrazowego. Stanowi on ochronę dla rzadkich i unikatowych na naszym wybrzeżu słonaw. Są one doskonałym siedliskiem lęgowym dla ptaków wodno-błotnych.
Do lat 60 dwudziestego wieku nad brzegiem zatoki istniała osada, choć może to przesada, bo w tym czasie zamieszkiwała ją tylko jedna rodzina. Pierwsze wzmianki o osadzie pochodzą z początku XVI w., natomiast w latach międzywojennych Beka znana była z połowu łososi. Dziś po dawnej osadzie pozostał tylko krzyż oraz kamienie fundamentów. Patrząc z tego miejsca w kierunku Cypla Rzucewskiego, odnajdujemy (oczyma wyobraźni) na wysokości Osłonina, obiekt, o którym mamy nadzieję opowiedzieć Wam latem. Ale to temat na zupełnie inną historię.
Wracamy na trasę i przez Mrzezino oraz Żelistrzewo docieramy do Rzucewa. Tu szparkim krokiem mijamy neogotycki pałac wybudowany przez rodzinę von Below (obecnie hotel), by jak najszybciej dojść nad morze i w rejon naszego głównego dzisiaj punktu podróży.
Sam park nie był jeszcze otwarty, więc jesteśmy lekko rozczarowani, ale i tak udaje nam się nakręcić chatę szamana i wielki gliniany piec garncarski. Będą wraz z innymi miejscami, bohaterami jednego z kolejnych filmów. Przed odjazdem wchodzimy jeszcze na taras widokowy, z którego roztacza się przyjemny widok na zatokę.
Przez Puck wyjeżdżamy na główną drogę z Półwyspu do Trójmiasta. Po drodze „do domu” zahaczamy jeszcze o Celbowo, w którym znajdują się neogotyckie pozostałości pałacu i folwarku należących do rodziny Rodenacker. Na teren kompleksu wjeżdżamy Aleją kasztanową, jedziemy wzdłuż stajni i zatrzymujemy się na parkingu przy pałacu. Dokonując inspekcji folwarku przechodzimy kolejno koło magazynu, stodoły, obory (zza której wyłania się wieża ciśnień). W oddali majaczą budynki chlewni i owczarni. Mijając czworaki skręcamy wzdłuż wschodniej strony pałacu. Tu po naszej lewej stronie rozciągają się pola uprawne (dawniej obsiane burakiem cukrowym, dziś porośnięte rzepakiem). Idąc drogą wzdłuż pól dochodzimy do rzeczki. Przekraczamy mostek i ostro skręcając w lewo, zanurzamy się w lesie. Las jest tu stary, bogaty w wiekowe, ogromne drzewa. Po około 300 metrach trafiamy na polanę. Na jej środku jeszcze do niedawna w towarzystwie ogromnego buka (dziś niestety drzewo to zakończyło swój żywot) znajduje się kamienny stół.
Na temat tego stołu powstało wiele legend. Kiedyś uznany został za jeden z najstarszych zabytków pomorza; wiązano go z celtami; sugerowano, że był miejscem średniowiecznych sądów. Jednakże głaz ten sprowadził do miejscowego lasku Fritz Rodenacker w połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku. Pojawiły się od razu teorie, jakoby miał on służyć jako stół ofiarny do różnego rodzaju okultystycznych obrzędów, prowadzonych przez właściciela majątku. Prawda jest zupełnie inna i skrajnie odległa od legend i domysłów z nim związanych. Miał on mianowicie służyć i służył jako wspaniały obiekt do… biwakowania i piknikowania.
Wracamy tą samą leśną dróżką, znów przekraczamy mostek, lecz tym razem, miast prosto, skręcamy w lewo, by aleją starych drzew wzdłuż „Małego Lasku”, jak mawiają miejscowi, dotrzeć do rodzinnego cmentarza. Gwałtowne załamanie pogody nie pozwala nam się jednak zatrzymać w tym miejscu. Czym prędzej udajemy się w kierunku Timemobilu i w ten niefortunny sposób kończymy naszą inspekcję we włościach rodziny Rodenacker.