Pogoda pozwala na śmiałe planowanie kolejnych wycieczek i to już w niedługim czasie. Niektóre z nich będą krótsze, inne dłuższe, ale na każdą z nich wybieramy się z naszą niezawodną Ziołową apteczką pierwszej pomocy. Podczas ostatniego przeglądu sprzętu zauważyłem, że niektóre jej składniki wymagają wymiany, w związku z czym postanowiłem opisać Wam, co takiego nosimy ze sobą na wypadek przeróżnych zdarzeń, które mogą nas spotkać na trasie (w najbliższym czasie planujemy także nagranie filmu – do zobaczenia na naszym kanale youtube – ukazującego poszczególne etapy tworzenia preparatów z apteczki).
Zacznijmy jednak od początku. Naszą apteczkę traktujemy jako arsenał broni do walki z przeróżnymi dolegliwościami mogącymi nas spotkać podczas wyprawy. Kiedyś najcięższy kaliber stanowiły leki syntetyczne, lecz w miarę upływu czasu i doskonalenia naszych umiejętności, zamieniliśmy je na preparaty ziołowe. Co ważniejsze, nawet jeśli w czasie wyprawy, któryś z preparatów nam się skończy, prawie nigdy nie mamy problemu z odnalezieniem substytutu wśród roślin rosnących wokół nas.
W naszej apteczce prócz plastrów, bandaża, czy koca ratunkowego, znajdziecie także preparaty pomagające nam przy różnego rodzaju krwawieniach, ukąszeniach, użądleniach, zadraśnięciach, stłuczeniach, oparzeniach(także słonecznych), zwichnięciach, odmrożeniach itp. itd.. Jak widzicie jest to arsenał dość bogaty, ale jednocześnie nie zajmujący wiele z cennego miejsca w plecaku.
Przechodząc jednak do rzeczy, nie wiem jak Wy, ale jak tylko pojawimy się w lesie, czeka już tam na nas cała chmara komarów, a raczej czekała, gdyż odkąd w naszym arsenale pojawił się olejek lawndowo-cedrowy, skutecznie je odstraszający, trzymają się z daleka, a ukąszenia tych nielicznych, które się jednak odważą są szybko neutralizowane przez nasz olejek. Jest on bardzo skuteczny, lecz oczywiście nie jest jedynym środkiem, który doskonale wspomoże nas w walce z tymi natarczywymi osobnikami gatunków odmiennych. Jak większość z Was zapewne doskonale wie, już zerwanie ziela wrotyczu, czy lawendy i wsmarowanie powyższych w skórę daje dobre efekty, ale jeśli proszek z takiego ziela zmieszamy z małą dawką oleju, bądź zwykłego kremu nivea, to efekt będzie jeszcze lepszy.
Jeśli chodzi o bolesne spotkania z pszczołami czy osami, to genialnie działa tu pasta z dodatkiem nalewki z korzenia jeżówki i olejku lawendowego. Jeżówka skutecznie zmniejsza reakcje przy ukąszeniu, a glinka zawarta w paście absorbuje substancję toksyczną, wyciągając zarazem żądło na powierzchnie. Lawenda natomiast skutecznie zapobiega swędzeniu i zmniejsza obrzęk. Tu już słyszę pytania, a co jeśli nie mamy takiej pasty, bądź składników do jej przyrządzenia? Cóż, zawsze możecie użyć do tego celu roślin rosnących wokół Was. W tym wypadku przyda się babka lancetowata, bądź niecierpek. Obydwa zioła nie dość, że rewelacyjnie koją ból, to także zmniejszają obrzęk i spowalniają reakcje alergiczne. Postępowanie nie jest skomplikowane. W razie potrzeby przeżuć liść babki i uzyskaną papkę nałożyć na miejsce ukąszenia. Jeszcze łatwiej skorzystamy z niecierpka. Wystarczy zerwać liść, zgnieść go i wcierać w obolałe miejsce łagodzący sok.
Czy zdarzyło się Wam kiedyś być poparzonym przez pokrzywy, lub mieć bardzo bliskie spotkanie z leśnymi mrówkami? Co ma piernik do wiatraka zapytacie? Ano i w pierwszym, jak i w drugim przypadku za parzący ból odpowiada ta sama substancja – kwas mrówkowy. W naszym arsenale znajdziemy także broń i na te przeciwności losu. Doskonale sprawdza się tutaj pasta uzyskana z połączenia sody oczyszczonej i nalewki z liści szczawiu kędzierzawego.
Co zrobić, gdy przydarzy się Wam zaciąć nożem? Jeśli jesteśmy w kuchni, wystarczy sięgnąć na półkę z przyprawami. Sproszkowana papryka cayenne szybko zatamuje krwawienie, gdy posypiemy nią ranę. Już widzę Wasze miny. A co z piekącym bólem spytacie? Wyobraźcie sobie, że w tym wypadku nic takiego nie nastąpi, będzie wręcz przeciwnie. Dzięki kapsaicynie zawartej w papryce, nie tylko szybko zatamujemy krwawienie, ale także pozbędziemy się bólu. Z tego właśnie powodu, mały pojemniczek z papryką udaje się z nami na każdą wyprawę. A co jeśli nie mamy jej pod ręką? Cóż, tu znów przychodzą nam z pomocą nasze rodzime rośliny, które spotkamy niemalże wszędzie.
Są to babka, krwawnik i rzepik – tamują one krwawienie, a także przyspieszają krzepnięcie krwi. Tu znów najłatwiej chwycić liść jednej z tych roślin, rozetrzeć go lub przeżuć i przycisnąć do krwawiącej rany. Gdy zabraknie nam plastrów idealnie nada się do tego celu cienki plasterek huby.
Podczas naszych wędrówek nie obyło się także bez stłuczeń, czy zwichnięć. Z obydwoma niedogodnościami radzimy sobie za pomocą kompresu na bazie nalewki z kwitnącego ziela dziurawca z dodatkiem olejku lawendowego. Oczywiście tak jak i we wcześniejszych przypadkach, jeśli nie mamy ze sobą nalewki dobry będzie i sam dziurawiec. Zawsze możemy się także zatrzymać i przygotować odpowiedni wywar.
W swoim arsenale posiadamy także spray antyseptyczny (na bazie olejków eterycznych) na wypadek skaleczeń i zadrapań. Natomiast w czasie długiej wyprawy, zwłaszcza w gorące dni, zdarzają się zawroty głowy, czy nawet omdlenia. Warto mieć wtedy przy sobie sole trzeźwiące – u nas rozmarynowe, ale każde zioło o ostrym zapachu będzie dobre.
Nie zawsze wędrówka układa się po naszej myśli, czasami w trudnym terenie napotykamy na niesprzyjające warunki atmosferyczne, a jeśli w dodatku jest to okres zimowy, to łatwo o odmrożenia. W naszej apteczce znajdziemy i na to sposób. Choć szczerze mówiąc, zimową wędrówkę warto rozpocząć już odpowiednio przygotowanym. Mówię o pudrze rozgrzewającym stopy. Wsypujemy szczyptę proszku do każdej ze skarpet i cieszymy się z ciepła rozchodzącego się po naszych stopach.
Dodajmy do tego sok na bazie nalewki z jagód i rumianku na biegunkę oraz nalewkę z kory wierzby w charakterze aspiryny i już. Oto cała nasza Ziołowa apteczka pierwszej pomocy.