Przy okazji dzisiejszej opowieści nasunęły mi się dwie kwestie. Po pierwsze nie pamiętam już jak długo zajmuję się genealogią, a po drugie, powinienem chyba przy swoich tekstach umieszczać datę, bym mógł potem odnieść się do stanu wiedzy z danego okresu. Druga sprawa wydaje się oczywista, możecie jednak spytać, cóż może wnieść do dzisiejszego tematu określenie czasu w jakim zajmuję się genealogią. Już tłumaczę.
Niezależnie od tego, czy staramy się w jakikolwiek sposób uporządkować swoje drzewo genealogiczne, czy też nie, każdy z nas ma swojego pradziadka. Konkretnie czterech. Nie inaczej ta rzecz wygląda u mnie. Od początku swojej przygody z genealogią, co w zapiskach komputerowych datowane jest na połowę roku 2004, nie miałem problemów by wymienić ich wszystkich z imienia i nazwiska. Gorzej było ze szczegółami z ich życia, ale i one w miarę moich genealogicznych postępów, stawały przede mną otworem.
Z jednym wszakże wyjątkiem. Władysławem Szlendakiem, czyli ojcem mojej babci ze strony mamy. Przez długi czas, jedyne co było mi na jego temat wiadomo, to imię i nazwisko oraz fakt, że był mężem Marcjanny Bychawskiej. Zdobyciu większej wiedzy nie sprzyjał fakt, że pochodził on z okolic Strzyżowic w lubelskim, a ja nie bardzo wiedziałem kogo mógłbym o niego podpytać.
Ten stan rzeczy utrzymywał się bardzo długo, ciężko było o jakikolwiek punk zahaczenia, a na początku mojej przygody z genealogią o aktach metrykalnych w internecie można było sobie jedynie pomarzyć, a na pomysł z szukajwarchiwach.pl nikt jeszcze niestety nie wpadł.
Dziewięć lat później, bo w październiku 2013, miałem już wyselekcjonowane 3 akty urodzenia, wśród których miał znajdować się ten z właściwym Władysławem Szlendakiem. Jak na ironię, ten czwarty, który kilka dni temu (listopad 2017) okazał się być prawdziwym, odłożyłem do folderu z opisem: Prawdopodobnie nie moje.
Ale wróćmy do historii. Pod koniec 2013 roku, w internecie, jest już na tyle dużo aktów z interesującego mnie rejonu, że postanowiłem pokusić się o rozwinięcie drzewa genealogicznego ze strony mojej mamy. Choć szło mi to znacznie bardziej opornie, niż po stronie taty, to jednak szło. To właśnie wtedy udało mi się odszukać cały poczet przodków z rodziny Witosław, którego najstarszym znanym mi przedstawicielem jest Szymon. O jego dziwnych przypadkach mieliście okazję poczytać już wcześniej.
W sprawie Władysława Szlendaka nie posunąłem się jednak ani o milimetr. Ściana. Zero punktu zaczepienia, a także brak poczucia pewności, że akty, które zgromadziłem z inernetu, są wszystkimi możliwymi.
Zgon Władysława Szlendaka, Strzyżowice 1952.
Dopiero trzy lata później udało mi się porozmawiać z wujkiem mojej mamy, który wychował się w tamtej okolicy. Jako że jest to już starsza osoba, nie pamiętał wszystkiego, ale co wiedział, przekazał mi. Z rozmowy wynikało, że mój Władysław zmarł na początku lat 50-tych XX wieku i że miał młodszego brata Adama, który ożenił się z Janiną Mroczek. Wujek był także bardzo pomocny w określaniu, kogo widać na starych fotografiach, które mu pokazywałem. Co do Władysława, obiecał skontaktować się z siostrą, by wypytać ją o daty i imiona rodziców.
Byłem przekonany, że w końcu nastąpił długo oczekiwany przełom. To nie powinno być zbyt skomplikowane. Znam imię jego brata, wiem z kim się ożenił. Wystarczy połączyć te fakty z Władysławem, sprawdzić rodziców i szukać dalej. Nie czekając na kolejne informacje, postanowiłem zacząć od rzeczy najłatwiejszej. Sprawdziłem, który z Władysławów ma młodszego brata Adama. Okazało się, że…. żaden. Podszedłem więc do tematu od drugiej strony. Poszukałem ślubu Adama Szlendaka z Janiną Mroczek. Znowu nic. Sprawdziłem, czy może Adam nie był starszym bratem. Ten sam rezultat.
Zniechęcony odłożyłem temat na później. Kiedy po paru dniach mama zadzwoniła z informacjami, zapisałem je tylko skrzętnie na karcie i odłożyłem do szuflady, stwierdzając, że w tym przypadku pamięć wujka musiała go zawieść.
Nastał listopad 2017 roku, a ja dalej byłem w punkcie wyjścia. W końcu 11 listopada wieczorem odnalazłem ukrytą w czeluściach szuflady kartkę i zabrałem się do roboty. Tekstu było tam niewiele:
Marcin, Marcjanna 5.9.1889 10.10.1952
Imiona odnosiły się do rodziców Władysława, a daty to odpowiednio, rok urodzenia i śmierci. Odpaliłem stronę lubgens.eu i zacząłem poszukiwania od początku. W końcu jest. Akt urodzenia nr 133 z 1889 roku (dokładnie ten sam, który 4 lata temu opisałem jako nie mój) z Żyrzyna. Z Żyrzyna? Przecież dotąd wszyscy moi przodkowie pochodzili z Kośmina lub Strzyżowic. Cóż, teraz czas na Żyrzyn, w końcu to niedaleko. Odnajduję imiona rodziców, Marcin i Józefa. A gdzie Marcjanna? Może to jednak nie mój Władysław?
Akt urodzenia Władysława Szlendaka, Żyrzyn 1889
Postanawiam jednak brnąć dalej. Data urodzin się zgadza. Ojciec się zgadza. Miejsce urodzenia o rzut beretem od Strzyżowic. Szukam Adama. I tu znów fiasko? Próbuję jeszcze raz z małżeństwem. Jest Adam Szlendak i Janina Łukasik. Miała być Mroczek, ale ważniejsze że rodzice młodego to Marcin i Józefa. Co ciekawe zapisano tu, że Adam urodził się w Strzyżowicach, czyżby Żyrzyn był tylko epizodem? Po dokładnym przeczytaniu aktu odnajduje się także nazwisko Mroczek. Takie panieńskie nazwisko nosiła matka panny młodej, a że w momencie ślubu jej ojciec nie żył już od jakiegoś czasu, może i utrwaliła się jako Janina Mroczkowa.
Cofając się do małżeństwa Marcina i Józefy, które miało miejsce 7 czerwca 1886 roku, okazało się, że pan młody to już wdowiec (nawet dwukrotny). Ważny odnotowania jest fakt, że pierwsza żona Marcina, to faktycznie Marcjanna.
Przyszedł czas na odnalezienie aktu urodzenia Adama. Z aktu małżeństwa wysnuć można, że powinien urodzić się w okolicach 1905 roku. W bazach lubgens jednak taki nie widnieje, a rocznik 1905, jest niekompletny. Co prawda niekompletny, ale jest. Postanawiam zatem przejrzeć karta po karcie, to co zostało zachowane do naszych czasów.
Z odczytywaniem cyrylicy nie mam co prawda większych problemów, ale tylko jeśli chodzi o pismo drukowane, tu natomiast pismo w wielu miejscach jest mało czytelne, a dodatkowo niekiedy z poszczególnych kart pozostało naprawdę niewiele. Na moją korzyść przemawia jednak fakt, że akty te były pisane schematycznie, a ja przygotowując się swego czasu do nagrania filmu o ich odczytywaniu, wiem mniej więcej w którym miejscu czego się spodziewać. Dodatkowo, wydaje mi się, że na stronie mieszczą się jedynie dwa akty, to dobrze, bo ewentualne straty będą mniejsze. W niektórych rocznikach spotkać ich można do 5 na stronie.
Czytam, szukam, a w miarę upływu czasu, zaczyna rodzić się przeświadczenie, że jednak niczego nie znajdę. Fragmenty są czasem tak małe i w tak losowych miejscach, że trudno znaleźć jakieś kluczowe informacje zawarte w akcie. Nie jestem też pewny liczby aktów, którą przejrzałem i czy są one w odpowiedniej kolejności, brakuje bowiem zarówno numeracji aktów jak i stron.
Czytam jednak dalej starając się dostrzec choćby fragment znajomo brzmiącego nazwiska. W końcu jest. Tyle że nie Szlendak, ale Witosław. Okazało się, że całkiem przypadkowo udało mi się rozwikłać inną zagadkę, tym razem związaną ze Stefanią Witosław, a właściwie teraz jestem już pewien, że były one dwie, ale to materiał na zupełnie inną historię. Co ważniejsze, pod tym aktem znajduje się także dość obszerny fragment aktu kolejnego. Zaczynam od odnalezienia danych ojca – Marcin Szlendak. W tym miejscu serce zaczyna bić mocniej, może jednak będę miał szczęście. Czytam dalej. Akt nie jest kompletny, ale interesujące mnie fragmenty są nad wyraz oczywiste. Matka – Józefa ze Szlendaków. Zatem rodzice się zgadzają, zgadza się rok, więc jeśli nie miał bliźniaka, to musi to być mój Adam. Dlaczego zatem nie było go w skorowidzu, a w związku z tym, także w bazie lubgens? Ano z tego prostego faktu, że brakuje w nim imienia dziecka. Ale czy na pewno? Dla osoby, która wie czego szukać, trzy ledwie widoczne litery są wystarczające: ADA…
Zatem dwie zagadki udało się rozwiązać za pomocą jednej niekompletnej karty. Miałem tu oczywiście wiele szczęścia, ale to co próbuję Wam przekazać, to fakt, że nigdy nie powinno się poddawać, póki faktycznie nie sprawdzimy wszystkiego sami. Zdarzają się błędy, zdarzają się też przypadki, jak ten tutaj. Ja wiedziałem kogo konkretnie szukam, zatem dla mnie imię dziecka było oczywiste. Dla pracownika archiwum, który wykonywał indeks sprawa przedstawiała się zupełnie inaczej.
6 Responses to Pradziadek odnaleziony