The force is strong in my family…
Kiedy pojawiła się w mojej rodzinie? Nikt nie jest w stanie odpowiedzieć. Obecna była od dawna i choć przez pewien czas pozostawała w uśpieniu, znów jest wśród nas.
Każde pokolenie ma swą opowieść. Swoje historie, zmagania, koleje losu. Dzisiaj chciałbym Wam przedstawić moją praprababcię Rozalię, bo to u niej moc zamanifestowała się najmocniej.
1. Rozalia Wesserling
Dzieje rodziny Wesserling, bo tak z domu nazywała się Rozalia, dość dokładnie przedstawiła pani Jadwiga Kaczor (wnuczka Antoniego Wesserlinga – brata Rozalii) w opracowaniu Wesserlingowie – rybacy rodem z Oksywskich Piasków. Postaram się je tutaj trochę uzupełnić. Pani Jadwiga, z którą miałem okazję rozmawiać, cofnęła się w swojej opowieści do jej prapradziadka Valentina Wesserling, który miał urodzić się po roku 1820 we wsi Gdynia, a jego żoną została Anna Herber. Dodać jedynie należy, że prapradziadek dla pani Jadwigi, to 4xpradziadek dla mnie. Udało mi się odnaleźć wcześniej wspomnianego Valentina, urodził się on 14 lutego 1820 roku w Gdyni (swoją drogą ciekawe, czy imię jest zbiegiem okoliczności). Tak dobrze nie poszło mi już jednak z jego aktem małżeństwa z Anną Herber, wiem natomiast, że Anna umiera 7 września 1867 roku. Valentin jeszcze w tym samym roku (28 października) zawiera w Chwaszczynie nowy związek małżeński, tym razem z Magdaleną Wencl.
Co więcej, udało mi się dotrzeć do rodziców Valentina, Jana i Heleny z domu Kass. Jan urodził się 19 grudnia 1798 niedaleko Wiczlina, w wiosce zwanej Hoch Quarzau, umiera zaś w 1833, a w akcie zgonu podane jest, że był rybakiem. Rodzicami Jana byli Józef i Katarzyna Zakrzewska.
Pani Jadwiga podaje, że z pokolenia na pokolenie przekazywana jest informacja, iż nazwisko Wesserling pochodzi z Holandii, a gdyńskim protoplastą rodu jest pewien rozbitek, który osiadł tu niejako na „nowej ziemi”. Z tego co udało mi się ustalić, nazwisko Wesserling jest obecne na ziemi puckiej przynajmniej od roku 1723, kiedy to natrafiamy na jego najstarszy zapis w księgach parafii Krokowa. Co więcej, Graf Ulrich v. Krokow stwierdził, że jego przodek w latach 1623-1625 sprowadził ekipy holenderskich fachowców do melioracji Karwieńskich Błot. Być może wtedy, na ziemię pucko-wejherowską, przybyli pierwsi Wesserlingowie. To miejsce stanowiło zatem początek skąd Wesserlingowie zaczęli przemieszczać się w stronę Wiczlina, Chwaszczyna i Gdyni.
Chyba jednak trochę się zagalopowaliśmy, wracajmy zatem do naszej dzisiejszej bohaterki. Rozalia urodziła się 21 stycznia 1878 roku w Gdyni, a na świecie prócz rodziców – Józefa i Heleny Mueller, powitał ją także dwa lata starszy brat Anton. Jak się niebawem okaże, moc posiadają oboje, choć u Rozalii, prawdopodobnie z powodu, że jest dziewczynką, jest wyraźnie mocniejsza.
Dziś nie sposób ustalić, po kim ją odziedziczyli. Najczęstszym sposobem jest przekazywanie jej z matki na córkę. Czasami moc utaja się na jedno pokolenie i Szeptunka dziedziczy ją po babce. Tylko której? Od strony ojca, czy może matki? Ha! Nie do odgadnięcia. Zostawmy zatem te rozważania i przejdźmy do konkretów. Tak. Moja praprababka Rozalia była Szeptunką i powiedziałbym, że diabelnie dobrą, trzeba ją było tylko trochę podszkolić (jak ktoś to gdzieś kiedyś napisał). Jak już wspomniałem wcześniej, odpowiednie zdolności wykazywał również Anton, choć jak opowiadała pani Jadwiga (jego wnuczka), były one raczej nikłe, ale były…
2. Antoni Wesserling - brat praprababki Rozalii.
Ale kim właściwie jest Szeptunka? Zacznijmy od podstaw. Warunek podstawowy to… bycie kobietą, w przeciwnym razie byłaby Szeptunem. A bardziej szczegółowo? Szeptunka – znachorka, zajmująca się zamawianiem chorób, leczeniem „przełamanych” dzieci, czy odczynianiem uroków. Proces leczenia odbywał się za pomocą odpowiednich rytuałów powiązanych z szeptaniem modlitw, czy też zaklęć – stąd też nazwa. Jednakże równie często jak po odpowiednie rytuały Szeptunki sięgały po zioła, by leczyć także za ich pomocą. Spieszę jednak z wyjaśnieniem, że nie mówimy tu o zwyczajnej wiedźmie, czy też czarownicy, lecz o osobie głęboko religijnej, często bardzo związanej z życiem kościoła. Taki stan rzeczy mógł wyjść tylko na korzyść dla Rozalii, gdyż w przeciwnym razie mogła ona skończyć, jak pewna nieszczęsna kobieta 42 lata przed urodzeniem praprababki.
Oficjalnie przyjmuje się, że ostatnią „straconą” czarownicą była Barbara Zdunk, mieszkanka Reszla, która została spalona na stosie 21 sierpnia 1811 roku. W zasadzie jest to prawda, oczywiście, jeśli za kryterium mordu przyjmiemy stos, w przeciwnym razie…
3. Próba wody - podobnej poddano Krystynę Ceynowa w 1836 r.
Otóż w przeciwnym razie niechlubne miano ostatniej czarownicy przypada Krystynie Ceynowa z Chałup. Mam niestety powody by uważać, że jeden z moich przodków (Andreas Kunkel), był, jeśli nie aktywnym członkiem, to przynajmniej świadkiem tych ponurych wydarzeń, które rozegrały się 4 sierpnia 1836 roku, a zakończyły zatłuczeniem wiosłami nieszczęsnej kobiety. Ale o tym może kiedy indziej.
Jak już wspomniałem wcześniej, dar można mieć, ale nieukształtowany na niewiele się zdaje. Do swej roli Rozalia była przygotowywana zapewne od dziecka i tu mogły pojawić się pierwsze rozbieżności co do możliwości kontrolowania mocy między Antonem i Rozalią. Anton był zwyczajnie przeznaczony do innych celów, od młodości przygotowywał się do zawodu rybaka.
O wczesnych latach Rozalii niewiele jednak wiadomo, a pierwszą i to od razu bardzo poważną zmianę w jej życiu odnotowujemy 22 listopada 1895 roku, kiedy to w USC Kosakowo bierze ona ślub z Karolem Józefem Schulzem. Jak łatwo obliczyć ma ona niecałe 18 lat. Wbrew temu co czasem można przeczytać, ani jej młody wiek, ani małżeństwo, czy macierzyństwo nie przeszkadzają jej w niesieniu pomocy innym.
4. Akt małżeństwa Rozalii Wesserling i Karola Schulz 1895 r.
Z tym macierzyństwem jednak mogłem przesadzić, ponieważ zarówno Elżbieta urodzona w 1897, jak i Teodor z 1899 żyją tylko po parę miesięcy.
6 września 1900 roku na świat przychodzi moja prababka Helena i to ona stała się naturalną spadkobierczynią Rozalii jeśli chodzi o jej dar.
5. Akt urodzenia Heleny Schulz USC Kosakowo 1900 r.
Niemal dokładnie dwa lata później, bo 28 września 1902 na świat przychodzi Jan, który jest protoplastą ostatnich potomków Karola noszących jeszcze nazwisko Szulc. Od tej części rodziny, prócz wielu cennych informacji, otrzymałem między innymi jedno z nielicznych zdjęć przedstawiających moją praprababkę.
6. Rozalia Schulz z domu Wesserling.
To bardzo pracowity okres w życiu Rozalii. Dzieli ona swój czas między wychowywanie dzieci, pomoc przy sprzedawaniu ryb oraz naukę, a może już samodzielne leczenie. Dodatkowo, 16 listopada 1905 roku, na świat przychodzi Karol Józef młodszy. Niestety dość szybko okazuje się, że to dziecko jest kalekie i Rozalia obarczona zostaje jego opieką. W związku z tą sytuacją zyskuje też przydomek „Karlowa Nańka”, jak dowiedziałem się od pani Jadwigi. Pani Jadwiga urodziła się w 1929, a skoro osobiście była świadkiem tej sytuacji, znaczy to tylko tyle, że Karol musiał dożyć przynajmniej 25 lat. Rozalia natomiast zostaje matką chrzestną Jadwigi.
6. Akt urodzenia Karola Schulz USC Kosakowo 1905 r.
Od wczesnych lat dziecięcych pani Jadwiga kojarzy Rozalię już jako znaną i cenioną uzdrowicielkę. To pozwala nam się rozprawić z kolejnym mitem, który zakłada że by być Szeptunką trzeba skończyć minimum 70 lat…
Z kolejnej części opowieści pani Jadwigi dowiadujemy się, że moja praprababka nie ograniczała się do kilku rytuałów, które możemy i dziś spotkać na Podlasiu, ale cały ich wachlarz miała spisany w swej specjalnej Białej Księdze, z którą się nie rozstawała i życzeniem jej było, by została z nią pochowana. Życzeniu temu nie przychylił się jednak ksiądz, a grymuar Rozalii zaginął… Ale nie uprzedzajmy faktów.
Trzy lata przed narodzinami pani Jadwigi na krztusiec umiera Karol mąż Rozalii, co jeszcze bardziej komplikuje jej sytuację. W tym czasie jednak, jak już pewnie pamiętacie z poprzednich opowieści, Helena wyszła za mąż za mojego pradziadka Jana i córka z matką pomagają sobie wzajemnie. Mieszkają już wtedy na ul. Żeromskiego, Jan z Heleną pod 5, a Rozalia pod nr 7.
7. Gdynia ul. Żeromskiego 5-7 Od prawej Karol i Rozalia Schulz.
Z dwudziestolecia międzywojennego pochodzi jedyne wcześniej mi znane zdjęcie praprababki. Przez długi czas leżało w albumie i nikt nie miał pojęcia co przedstawia. Z premedytacją użyłem słowa „co”, ponieważ nie jest to zdjęcie pojedynczej osoby, a raczej jakiś zjazd kobiet z księdzem na pierwszym planie, a budynkiem sakralnym w tle. Po lekkim wyretuszowaniu i naprawieniu zdjęcia udało się odczytać, że na transparentach widnieją napisy: „Katolickie Stowarzyszenie Kobiet oddział w Gdyni” oraz „Katolickie Stowarzyszenie Kobiet oddział w Fordonie”. Fordon to byłe miasto, a obecnie dzielnica Bydgoszczy.
8. Rozalia wraz z Katolickim Stowarzyszeniem Kobiet w Częstochowie.
Świetnie, zatem można było przypuszczać, że to ogólnopolski zlot tego stowarzyszenia, tylko gdzie? No i kto z rodziny jest na tym zdjęciu? I tu znów z pomocą przyszła pani Jadwiga. Wskazałem jej kilka twarzy ze zdjęcia, które wydawały mi się „odpowiednie”, a pani Jadwiga zawyrokowała, że nikogo takiego nie rozpoznaje, ale… Przesunęła lekko fotografię i powiedziała: „ale to jest Rozalia, Twoja praprababka, a moja matka chrzestna”.
Zagadkę gdzie, udało mi się rozwiązać dwa lata później. Przeglądając kiedyś z rodzicami zdjęcia rodzinne natrafiliśmy na takie, gdzie wraz z tatą staliśmy na tle klasztoru na Jasnej Górze. I tyle. Zagadka rozwiązana.
Po wojnie Rozalia mieszka razem z Janem i Heleną. Ma też nowy cel. Otóż jej córka nie chce uczyć swojego dziecka (także Heleny) trudnej sztuki zamawiania chorób. Uczy ją zatem babka. Niestety ani jedna, ani druga nie dorównują Rozalii w biegłości posługiwania się swym darem.
Rozalia umiera 27 lutego 1959 roku i zostaje pochowana na cmentarzu witomińskim. Co ciekawe pochowana zostaje w habicie, z welonem na głowie, zupełnie jak siostra zakonna. To tylko dowodzi bliskiego związania praprababki z kościołem. Co więcej, strój ten znajdował się w posiadaniu Rozalii jeszcze przed wojną, a dowiedziałem się o tym przez przypadek. Otóż gdy któregoś pięknego dnia, kolejny już raz zanudzałem mojego tatę pytaniami o historię rodziny, nagle przypomniała mu się scena, gdy Rozalia bierze sznur i mówiąc delikatnie naucza nim mojego dziadka Zygmunta (wtedy paroletnie dziecko). Jak się okazało, ten świętokradca, wszedł do pokoju swej babci i z szafy wyjął sznur, który jak wiedział, był tam przy jednym z jej śmiesznych strojów. I może cała historia zakończyła by się inaczej, gdyby nie fakt, że zaradny Zygmunt wykorzystał ten poświęcony sznur do związania drzwiczek od gołębnika… Tego było babce za wiele. Drugim ze śmiesznych strojów babci Zygmunta była pokutna włosiennica, którą Rozalia nosiła pod ubraniem, od pasa w dół. Jak się ostatnio dowiedziałem, była ona bowiem członkinią III Zakonu Św. Franciszka.
9. W tym wspólnym grobie spoczywają 3 pokolenia Szeptunek.
W 1972 umiera jej córka Helena, a w 1994 wnuczka. Moc zanika. Ale czy faktycznie? Coś z niej, choć na zupełnie innym poziomie, chyba pozostało w naszej rodzinie. W pokoleniu mojego taty była wyraźnie uśpiona, ale teraz…Nie. Nie zrozumcie mnie źle. Nic z tych rzeczy, ja zwyczajnie od dziecka interesuję się ziołami i ziołolecznictwem. Można by nawet rzec, że nie jestem w tym najgorszy. Ale to wszystko. A może nie. Może moc się właśnie przebudziła i w kolejnych pokoleniach znów da o sobie znać w pełnej krasie.
11 Responses to Przebudzenie mocy